Dziś kupiłem książkę pt. „ Czym jest leworęczność i jak z nią żyć” Hermanna-Josefa Zoche. Ponieważ jestem leworęczny, chciałem przeczytać to tam pisza o takich jak ja. Nigdy nie żałowałem że piszę lewą ręką, jakoś zawsze się wyróżniałem. Rodzinie też to nie przeszkadzało. Lewą rękę mam silniejszą, piszę nia na klawiaturze i w ogóle 90% czynności robię ta ręką. Wyczytałem z niej, że osoby jasnowłose są dwa razy częściej leworęczne niż ludzie ciemnowłosi lub rudzi. (heh, jestem blondynem). Ponoć leworęczni rzadziej się pobierają niż praworęczni. Także spotkałem się z teorią, że większość gejów jest leworęczna.
Typ osoby leworęcznej:
- mówi o uczuciach, często bardzo negatywnie (hmmm…ciekawe, ja negatywnie nie mówię o uczuciach)
- jest zorientowany na przeszłość.
- wypróbowuje wszystkie możliwe terapie i przerywa je (na pewno nie ja).
- nie jest z niczego zadowolony, miewa depresje, zmienne nastroje, huśtawki emocjonalne i najczęściej sam jest przyczyną własnych cierpień (niestety, tu trafili w moje cechy, aczkolwiek na pewno nie tylko ja sam jestem tego przyczyną).
- działa autodestrukcyjnie, liczy się zawsze z najgorszym wariantem wydarzeń (tu tez się podpisać mogę).
- uczy się powoli i często w mękach poprawiać swój stan psychiczny i fizyczny (po części to prawda).
- jest typem charyzmatycznym (to prawda).
- wyszukuje sobie prace – sam raczej mówi: zajęcia – które sprawiają mu przyjemność (tak to ja).
- myśli o wieli rzeczach jednocześnie, rozpoczyna na raz wiele czynności, potrzebuje mnóstwo miejsca (to moja wada).
- ma bardzo dużą zdolność ekspresji (możliwe że i tu mogę się podpisać).
- jest przystępny, często uduchowiony i pomysłowy (to pierwsze to tak, ale dwa pozostałe to nie wiem).
- swoimi pomysłami porywa innych i innym również łatwo go przekonać do swoich pomysłów (ciekawe…ale nie wiem, waham się tu podpisać).
- bywa wymowny i sugestywny (trudno mi tu się określić).
- jako dziecko częściej sprawia trudności wychowawcze, bo ma problemy z rozpoznaniem tego, co sprawiedliwe, a co niesprawiedliwe (no nie, ja byłem miluśkim, grzeczniutkim bąbelkiem).
- w sytuacjach związanych z wysiłkiem ma jeszcze mniej ścisłe wyobrażenie o swojej tożsamości (nie wiem, nie wiem).
- wydaje się, że w pewnym stopniu brakuje mu zdolności do oddzielenia emocji od myśli i pomysłów (może i tu się podpisać, lecz waham się).
-łatwo wpada w panikę, reaguje bezradnością i brakiem kontroli (ja i panika, hehe; lecz z bezradnością trafili, ale nie poddaje się).
- przy długotrwałych obciążeniach (stresie) ma skłonności do uzależnień, otyłości itp. (kawa – tylko od niej jestem uzależniony).
- często wierzy w przeznaczenie, przypadek, z pominięciem wolnej woli człowieka (Oki, wierzę ale bez przesady).
- ma skłonności do fatalizmu (myślę, że nie, to nie ja).
- swoje problemy rozwiązuje intuicyjnie, z wyczuciem całości sytuacji (to też ja).
- jest otwarty na nowe idee i rozwój (zdecydowanie Ja).
- uczy się poprzez działanie i obserwację (też ja).
Maska słabości. Według autora ludzie się ukrywają za nią, czyli maska. Jest tu ładny list studenta napisany, ciekawe do kogo? Heh, ładnie ujmuje i moje uczucia. Przepiszę go, ale tylko w 85-90% jest ten student podobny do mnie.
„Proszę, posłuchaj tego, czego nie mówię! Nie pozwól mi się oszukać. Niech cie nie zmyli mina, którą pokazuję. Bo noszę tysiąc masek, które boję się zdjąć. I żadna z nich nie jest mną. To działanie przypominające sztukę stało się moją drugą naturą. Ale nie daj się temu oszukać, na miłość boską, nie pozwól mi zrobić z siebie głupca.
Sprawiam wrażenie, jak gdybym był przystępny, jak gdyby wszystko było we mnie słoneczne i pogodne, w środku i na zewnątrz, jak gdyby moje imię brzmiało Zaufanie, a moja gra nazywała się Chłód, jak gdybym był cichą wodą i jak gdybym mógł określić wszystko, tak jakbym nikogo nie potrzebował. Ale mi nie wierz, proszę, nie wierz mi!
Z wyglądu mogę sprawiać wrażenie pewnego, ale to maska. Pod spodem nie kryje się nic, co by temu odpowiadało. Pod spodem jestem ja, taki, jaki naprawdę jestem: zagubiony, zalękniony i samotny. Ale ukrywam to. Nie chcę, żeby ktokolwiek to zauważył. Już na samą myśl o mojej słabości wpadam w panikę i boję się w ogóle pokazać innym. Właśnie dlatego w rozpaczy wymyślam maski, za którymi mogę się schować: swobodna, mądra fasada, która pomaga mi stworzyć złudzenie, która chroni mnie przed wiedzącym spojrzeniem, mogącym mnie rozpoznać. A przy tym to spojrzenie właśnie byłoby dla mnie ratunkiem. I ja to wiem. Jeśli łączyłoby się z przyjęciem mnie, z miłością. Tylko to dałoby mi pewność, której sam sobie nie mogę dać: że naprawdę jestem coś wart!
Ale tego ci nie mówię. Nie mam odwagi. Boję się tego. Boję się, że twojemu spojrzeniu nie towarzyszy akceptacja i miłość. Obawiam się, że właściwie nawet o mnie nie pomyślisz i będziesz się ze mnie śmiać – a twój śmiech by mnie zabił. Boje się, że głęboko w środku we mnie samym jestem niczym, jestem nic nie wart, i że ty to widzisz i mnie odpychasz. Więc gram w mojej sztuce, mojej rozpaczliwej sztuce: fasada pewności na zewnątrz i drżące dziecko w środku.
Dlatego mówię powszechnie obowiązującym tonem powierzchownej gadaniny. Opowiadam ci wszystko, co naprawdę jest niczym, niczym z tego, co naprawdę jest, co we mnie krzyczy. Dlatego nie pozwól się oszukać temu, co z przyzwyczajenia mówię. Proszę, wsłuchaj się dokładnie, spróbuj usłyszeć, czego nie mówię, co chciałbym powiedzieć, co mówię gwoli przetrwania i czego powiedzieć nie mogę.
Brzydzę się grą w chowanego. Naprawdę! Brzydzę się tą powierzchowna grą, którą prowadzę. To jest nieuczciwa gra. Chciałbym móc być rzeczywiście prawdziwy i spontaniczny, po prostu być sobą, ale musisz mi pomóc. Musisz wyciągnąć rękę, nawet jeśli wygląda na to, że to paskudna rzecz, jakiej bym sobie życzył. Tylko ty możesz zdjąć ten pusty blask z moich oczu. Tylko ty możesz mnie powołać do życia. Za każdym razem, gdy jesteś przyjazny i łagodny i dodajesz mi odwagi, za każdym razem, gdy starasz się zrozumieć, bo naprawdę się o mnie troszczysz, moje serce dostaje skrzydeł – bardzo małych skrzydeł, bardzo kruchych skrzydeł, ale skrzydeł! Twoje wyczucie, twoje wczucie się i siła twojego zrozumienia tchną we mnie życie. Chciałbym, żebyś to wiedział.
Chciałbym, żebyś wiedział, jak ważny dla mnie jesteś, jak bardzo możesz zrobić ze mnie człowieka, którym naprawdę jestem – jeśli chcesz. Proszę, pragnąłbym, żebyś chciał. Tylko ty możesz zburzyć ten mur, za którym drżę. Tylko ty możesz zdjąć mi maskę. Tylko ty możesz mnie uwolnić od mojego świata cienia, od strachu i niepewności, od mojej samotności. Nie przeocz mnie. Proszę, proszę, nie przeocz mnie! Nie jest łatwo istnieć dla ciebie. Długotrwałe przekonanie, że się jest bezwartościowym, buduje grube mury. Im bliżej mnie podchodzisz, tym bardziej ślepo cie odpycham. Bronie się przed tym, o co wołam. Ale powiedziano mi, że miłość jest silniejsza niż każdy ochronny mur, i w tym tkwi moja nadzieja.
Proszę, spróbuj te mury zburzyć, pewnymi rękami, ale ostrożnymi dłońmi: dziecko jest delikatne. Kim jestem, możesz zapytać. Jestem kimś, kogo bardzo dobrze znasz. Bo jestem każdym, kogo spotykasz, każdym mężczyzną i każdą kobietą, którzy spotykają ciebie” (uff, długie).
Ten list mi się spodobał, jest ładnie napisany.
Czy ja noszę maskę???? Każdy chyba ją nosi, tak myślę. Ja też ja noszę. Nie znam uczucia miłości, to przede mną. Ale sam zastanawiam się jak dam sobie radę kiedy to mnie dopadnie. Boje się tego. Mimo, że samotny jestem, chciałbym poznać kogoś na dłużej, ale jednocześnie się tego boję. Nie jestem przystojny. Wygląd nadrabiam cechami charakteru. Wczoraj mnie dopadła samotność i natrafiłem na coś wkurzającego, co zapisałem na dysku (nawet nie wiedziałem, że to mam). Ale po przeczytaniu trochę mnie to dobiło. Nie potrafię o tym tu napisać, nie umię. Ludzie potrafią być chamscy. Zastanawiam się czy można komuś jeszcze zaufać. Ja się boję ze ktoś zdejmie ze mnie maskę. Tajemnice – ma je każdy. Ja największa tu zdradziłem, anonimowość jest tu. Rodzina mnie zna na wylot, tak twierdza. Ale sporo rzeczy o mnie nie wiedzą, nikt nie wie o mnie wszystkiego. Zastanawiam się czy ktoś będzie próbował się dowiedzieć więcej o mnie, o moich tajemnicach. O pewnych rzeczach nie mogę pogadać z rodziną, znajomych nie chce we wszystko wtajemniczać. Nie lubię obarczać swoimi problemami innych, ale potrafię słuchać o problemach innych osób. Zastanawiam się czy samotność jest mi pisana???? Chyba tak, całe Zycie byłem samotny. Pozostawiony samemu sobie. Targającemu się z różnymi myślami, problemami. Nie jestem prawiczkiem (matka w szoku była, ale prawdy nie zna – może cos sobie myśli). Z iloma osobami spałem???? Kim były te osoby???? Czy je znałem dobrze???? Czemu to robiłem???? Czego oczekuję???? Czego chcę???? Jak daleko jestem w stanie się posunąć???? Czy boje się???? Ciągle moje myśli toczą boje. Ostatnio czuje się zagubiony.
Jakiś czas temu zadzwonił do mnie jakiś chłopak. Wyświetlił mi się nieznany numer. Zapytał się mnie skąd ma mój numer w komórce i czy się znamy. Zaprzeczyłem znajomości. Skąd miał numer??? Nie wiem, może kiedyś mu na czaterii podałem. Nie pamiętałem Go. Chciał się spotkać jeszcze danego dnia co dzwonił. Ja odmówiłem, bo miałem sporo pracy w domu (przygotowywałem się do zajęć). Powiedział, że się odezwie. Odezwał się po 2 tygodniach smsem. Chciał się spotkać. Zgodziłem się. Spytał się jak wyglądam. Trudne pytanie. Napisałem mu, ze jestem raczej niski (to prawda niestety), blondyn, okulary. Tak do końca to szczupły nie jestem. Ale wiedziałem, że po opisie to nie spotka się, heh, nawet nie napisał nic potem. Po prostu coraz więcej niegrzeczności i chamstwa spotykam. Ale cóż, może kiedyś. Mam teraz i inne zmartwienia i problemy. Na co dzień nosze maskę.
Oki, pozdrawiam. Idę kawałów poszukać na necie. Chyba ze ktoś ma coś śmiesznego to na maila proszę. Odeślę też cos śmiesznego. Odważnych zapraszam.