Tak, to prawda. Dzis wstałem przed 8. Formalnie na 8 mialem jakies ćwiczenia, na które nie chciało mi się iść. Gdy nadszedł czas wyjścia z domu stwierdziłem, ze nie chce mi się dzis iść na zajecia.....makabra. Stchórzyłem, może się bałem czegoś. Nie wiem co robić czasami.....czasami chciałbym aby mnie ktos zdzielił po pysku, za moje fanaberie. Nie jestem ideałem, bo takowych nie ma. Staram się być miły, serio. Jestem raczej zagubiony trochę, ciagle myślę o problemach i jak je rozwiazać. Chciałbym też w końcu kogoś poznać, ale nie wiem czy jeszcze nie poczekać, zreszta nie wiem jak szukać drugiej połowy. Czasami jestem samotny, mam doła z tego powodu + nauka (też dołuje). Czasami zastanawiam się czy jestem romantykiem???? W sumie raczej mam spokojny żywot, no były i sa czasami momenty kłopotliwe i stresujace, nie jestem czynny sportowo, raczej za dużo siedze nad książkami.
Przyznam, że się troche męczę. Jeszcze jakis rok temu mieszkałem na Witominie (taka ładna dzielnica w Gdyni), od chyba 6 stycznia mieszkam na tzw. Płycie Redłowskiej (też dzielnica Gdyni - ciekawe skad ta nazwa się wzięła????) w domku, gdzie spedziłem dzieciństwo. Tam nikogo nie znałem praktycznie, tu czasami spotkam szkolnych czy podwórkowych kolegów. Ale kontakty się rozeszły, rozluxniły. Ostatnio Agatka mnie rozpoznała w sklepie, ja bym jej nie poznał. Aż mi głupio było. Nie wiem dlaczego tak jest ale jak juz spotkam to kolegę, dziewczyny mi sie pod ziemie zapadły. A czasami sie zastanawiam co się dzieje z koleżankami/kolegami z podstawówki czy liceum. W podstawówce miałem sympatię, Kasię, cały czas o niej myslę, pewnie ma chłopaka, ale spotkać bym ja chciał.
Jak narazie na codzień widuję bratową, a chyba bardziej siebie nawzajem rozumiemy, niz jej mąż. Zawsze praktycznie trzymamy sie razem. Teraz mówi, że ze mna by mogła konie krasć, a kiedyś mnie za beznadzieję uwazała. Co do mnie to tak jest, że jestem nieśmiały, czasami zakłopotany, dyplomata (potrafie na kompromi iść), czasami ciężki jestem do zniesienia, ale czasami robie nieswiadomie rózne rzeczy które śmiech wywoluja. Ja sam lubię się z siebie śmiać. Moja przyrodnia siostra nazywała mnie "smieszkiem" bo ciągle sie śmiałem - niestety ona juz niezyje. Szkoda.
Mój brat bywa nadopiekuńczy, serio, czuję sie jak jakis szesnastolatek. Znam Gdynię, raczej się nigdy nie zgubiłem. A ten jak się dowiaduje, że wieczorem idę gdzies to zaraz pytanie do kogo? po co? a czemu? a kiedy wrócisz? itp. On ma 28 lat ja 25 więc mógłby przestać. Matka tez by wszystko chciała wiedzieć. Zadnej swobody. Brata lubie, choć mnie wkurza czasami, jest trochę głupi, ale to brat. Matka ma też takie głupie myślenie jak brat....zawsze jak coś wymyslą a ja jestem innego zdania wychodzi na moje, bo mnie się nie słuchają. Matka już zaplanowała umeblowanie parteru budynku jak babcia umrze, się ciagle spieramy, bo tam ja będę mieszkać i to ja chce po swojemu urzadzić - no troszkę pomocy kobiecej sie przyda, tak, tak bratową poproszę. Bo matka mi zaraz wszędzie segmenty, szafy, póki da tak że na zadnej ścianie 1 cm wolnego nie bedzie. Matka troche zdziwaczała na starość, jak na emeryturę poszła. Ale trochę mnie denerwuje jak wydziwia.
Czuję się zagubiony, bezradny i plote tak że sam nie wiem czy ktos skumna co napisałem, bo ja z tego mało kumam. Mam zbyt rozbiegane myśli. Wylewam tu swoje smutki dziś.....sorki za chwile smurku. Kurde, z pisaniem tez ostatnio nie najlepiej...niedobrze