Archiwum marzec 2006, strona 1


Kawa i refluks
Autor: canis
05 marca 2006, 03:48

Przyczepiliście się do tej kawy jak nie wiem co. Dziś 3 kubki kawy wypiłem. Fakt, że przy chorobie refluksu żołądkowo-przełykowego nie powinno się kawy pić. Zgadzam się z tym. Kiedyś piłem dziennie 2-3 kubki kawy z 2 czubatych łyżek (takie siekierki robiłem sobie) a kawa i tak mocna jest. W sumie po objawieniu się choroby refluksowej 2 lata temu ograniczyłem kawę. Teraz na kubek kawy wsypuję jedną średnia łyżkę. Przy czym piję 1-2 kawy dziennie, a żadka 3. Jednak czasami mniewa się ataki, albo słabe, albo silne. W przypadku słabych lek który biorę doraźnie pomaga ale w przypadku silnych niestety nie zawsze. Jest to choroba z którą można żyć, aczkolwiek bywają okresy niedyspozycji (w czasie ataku i jakiś czas po nim). Stważa to jakiś dyskomfort. Do ataku refluksu często przyczynia się kawa i nerwy. A ostatnio dość poddenerwowany jestem. W sumie to najgorzej jak ból mnie łapie poza domem. Raz - nie zawsze mam tabletki przy sobie. Dwa - widać zdenerwowanie, pocenie się i bladość. W przypadku ruchu (chodzenia) najlepiej wolniutko żółwim krokiem iść, oddychać powoli i zatrzymywac się co jakiś czas. Gożej gdy jest silny ból. Czasami wystarcza jak się weźmie 3-4 tabletki. Niestety jak to nie pomoże tylko pogotowie wezwać można bo każdy ruch, każdy krok czy przewrócenie się z boku na plecy (w przypadku leżenia) powoduje cholerny ból. Przy bólu zamostkowym (typowym przy refluksie) najgorsza jest pozycja siedząca i leżąca. Refluks - napiszę prostym językiem bo medycznego szkoda. Jest to nadmierne wydzielanie się kwasu solnego w żołądku (coś jakby erupcja wulkanu) co podrażnia błonę śluzową, przełyk. Raz miałem jakieś 2 lata temu w listopadzie (początek miesiaca) atak. W sumie nie moge o nim zapomnieć. Przez półtora miesiąca nie mogłem iść na zajęcia przez co potem były kłopoty. Ale przez miesiac 3-4 razy pogotowie mnie odwiedzało w nocy. W sumie cały miesiąc miałem silny ból. Nie dość że ledwo się po domie poruszałem tip-topkami to cały czas na środkach przeciwbólowych byłem. Wtedy wyszło, że mam ostre zapalenie żołądka, błony śluzowej i dwunastnicy. Ale na uczelni tego nie uznali za powód mojej nieobecności i były kłopoty u kogoś. Niestety Ranigast na mnie w ogóle nie działa, nawet jak 5 tabletek wezmę to nawet o ciutkę ból si nie zmniejsza. W sumie mam dziwny organizm, zagadkowy. Nawet wybitni profesorowie mają kłopoty aby mi pomóc. Mój bracki zawsze się śmieje, że jestem kosmitą. Może ma rację, bo mój organizm dziwnie funkcjonuje. Nikt ze mną włącznie go nie rozumie. Ale tak widocznie musi być. Skoro od 1997 roku badaja i badaja i dalej mało wiedzą to nie liczę juz na cud. Żyję i staram się cieszyć życiem. Nie patrzę na zdrowie, choć czasami uważam. W sumie to poza refluksem mam jeszcze coś co mnie "dołuje" i stwarza dyskomfort i ból. Heh, miałem krótko napisać. Wiem, jestem głupi, bo piję kawę. Ale jestem uzależniony od niej. Dzień bez kawy to dzień stracony. No 3 marca nie wypiłem kawy, bałem się powrotu bólu. Ale nie umię zrezygnować z kawy. Niektórzy nie potrafią zrezygnować z palenia. Ja nie miałem innych nałogów: narkotyki, alkohol, papierosy. Ale kawa.....hmmmm czy to nałóg???? Czasami udaje mi się bez niej wytrzymać ale niestety wieczorami aby trochę mój umysł pobudzić do racjonalnego myślenia potrzebuję kawusi. Piję kawę od 15 roku życia. Codziennie wręcz. Może przez ten czas by się uzbierały tylko 2 miesiace (licząc dniami) gdy kawy nie piłem. Dobra sie rozpisałem o kawie i refluksie...Dziś mnie cały dzień głowa boli. Jest późno a mi się spać nie chcę, ale się położę, bo zimno....piec wygasł. Więc pozdrawiam i dobranoc   

Atak...
Autor: canis
03 marca 2006, 22:38

Byłem na uniwerku dziś. Seminarium nie było. Potem Sokrates. Kobieta o 11:30 ciekawie poprowadziła wykład po angielsku, wszystko z pamięci mówiła ale trochę się nad słowami zastanawiała. Facet z 13:15 czytał tekst po angielsku z kartki. Jak wykłady u Majewskiej, hehe. W sumie w zeszłym tygodniu był najlepszy Sokrates z babka która płynnie po angielsku gadała. Po 15 wybyłem z uniw. Z Aniołem Stróżem pojechałem na stare miasto do Gdańska. Potem obiad na mieście. Praktycznie ja Gdańska nie znam, a tymbardziej zabytków gdanskich. Głupio mi. Przyjechałem do domu z bólem w mostku. Znowu refluks dał o sobie znać. Miałem lekki atak. Nie miałem przy sobie leków. Były w domu jak zwykle. Do domu z kolejki wolnymi, żółwimi krokami dotarłem. Będąc w murach domu pierwsze co to wziąłem tabletkę na refluks. Po 22 ból minął. Teraz o kawię marzę. Może słabiutka zrobię sobie. Dobrze, że to był leciutki atak, bywają groźniejsze, mocniejsze....nie lubię takich bo sam nic zrobić nie mogę o poruszaniu się nie wspomnę. Ale cóż, ważne, że przeszło. Dziś poleniuchuje, jutro pouczę sie. Więc pozdrawiam blogowiczów. Tak naprawdę to mogłem się rozpisać ale nie chce mi się dziś pisać. Pozdro wielkie. I miłego weekendu Wszystkim życzę 

Stres...
Autor: canis
02 marca 2006, 20:07

Ale mnie łeb nawala. Wstałem dziś po 11. Wiadomo, ubrałem się, umyłem, a raczej na odwrót. Zjadłem coś. Trochę posiedziałem w domku. Ok. 14:40 wyszedłem z domku. Byłem gdzieś o 15:15 na uczelni. Chciałem książki odebrać, które zamówiłem dziś przez neta w wypożyczalni ale wypożyczalnia do 15:00. Więc nie udało się nic odebrać, jutro odbiorę te 5 książek. Potem poszedłem do jednej pani doktor z która musiałem pogadać. Chodzi o zaliczanie 2 przedmiotów. W sumie trochę się zdenerwowałem. Kobieta powiedziała że nikt studiować nie musi a ja nie mam usprawiedliwienia czemu od października nie byłem na zajęciach. Powiedziała mi może zajrzy do moich akt i pogada o mnie z pania dyrektor ds studentów, heh. W sumie rozmowa stanęła na tym, że powiedziała, że sie zastanowi czy będe mógł chodzić na jej zajęcia i miał możliwość zalicczania. Mam w czwartek przyszły przyjść po odpowiedz. Jednak powiedziała, że jeśli się zgodzi to tylko na jeden przedmiot. Trochę te 20 minut były nerwowe dla mnie i się zdenerwowałem. Potem poszedłem do pana doktora z którym mam zajęcia o 16:30. W sumie byłem 2 minuty u niego. Spytał mnie o rok studiów tylko. Nie pytał czemu się nie zapisałem na zajęcia w I semestrze, nie przeszkadzało mu że te zajęcia już się zakończyły. Poprostu powiedział abym 2 tematy na jednych konsultkach zaliczał. Nawet mu o IOS nie zdążyłem wspomnieć. Wporządku człowiek. W sumie na zajęciach z małej specjalizacji jest spoko. Dziś odbyła się dyskusja o męskości mężczyzn. Co to znaczy być mężczyzną? być męski? Fajna dyskusja była. W sumie to trochę o kobietach się miło wypowiadał ale kładł nacisk, żeby nie pojmować co znaczy męskość u faceta w tym stylu, że to osoba która ma zarabiac, która ma bronić kobiety, która ma iść oddac życie na wojnie, bo to stereotypy. Dziś według niego jest zjawisko feminizacji facetów. Jesteśmy pod silnym wpływem kobiet. Choć mówił, że kobiety naukowcy się zbyt męscy robia i starają się po męsku myśleć, co jest błędem. Aaaa była mowa o poglądach damsko-męskich. I o wrażliwości facetów - ponoć jesteśmy bardziej wraźliwi i słabsi psychicznie od kobiet. Dobra wpadłem niedawno do domu i jeszcze nic nie zjadłem a kawa mi się marzy. Więc pozdro dla Wszystkich a ja idę pogłówkować nad sobą heh.

Acha...noel wiesz więcej o mnie i ponoć wiesz jak wygladam, więc mi trudniej podejść bo nie wiem do kogo, heh. I nie bój się mnie.....nie pobije Cię (it's joke of course). Głowa do góry.  

Dotlenienie
Autor: canis
01 marca 2006, 23:21

Właśnie "Hellboy'a" na HBO obejrzałem. Czasami lubię takie bajki. W sumie to wczoraj poszedłem przed 2 spac. Taki padnięty byłem, że szybko zasnąłem. Ale w domu było tak gorąco, że musiałem się rozebrać, co dziwne jak wstałem to się zastanawiałem czemu jestem rozebrany hehe. Wstałem dziś po 11. Ale się wyspałem. Potem kierunek Gdańsk. Do 15 spedziłem czas z Aniołem Stróżem, potem numizmatyka (średniowieczne monety) i znowu wypad na Gdańsk. Dotleniłem się. Chyba potrzebowałem takiego dnia. Choć wróciłem dziś o 20 do domu. Zaczynam się przyzwyczajać do powrotów między 19 a 20. Dziś piwko wypiłem na miescie jedno. W domku dałem jeść psom, zjadłem kolację, piję drugą kawę. Trochę ziewam już i spać mi się chcę. W sumie śnieg mi nie przeszkadza ale to zimno bardzo. Martwię się pustkami na koncie bankowym i dodatkowymi wydatkami. Muszę jeszcze 2 podręczniki zakupić. Zajrzałem wczoraj, czyli dziś po północy na bloga swojego i się przestraszyłem, że mi notka się zgubiła. Chyba 5-6 razy robiłem odświerzanie strony zanim wpadłem, że miesiące się zmieniły. Chyba zakręcony jestem trochę. Psycholog mi nie jest potrzebny to wiem. Radzę sobie z takimi problemami. Czasami potrzebuję aby ktoś mnie wysłuchał, może doradził, ale nie psychol żaden. W domu dalej spokój. Dobra, bo padam dziś. Może jutro coś nabazgram albo w piatek. Postaram się ograniczyć pisanie notek, choć jeden pan profesor mówił, że "pamiętniki" warto codziennie pisać. Już nie mówię jakie informacje powinien zawierać według niego pamiętnik (m.in. codzienny jadłospis, ubiór, spotkania itp). Pozdro dla Wszystkich, choc był moment gdzie myślałem, że już nikt tu nie zagląda. Mimo to ja nadal piszę i będę pisać trochę jeszcze, a może i dłużej.

Zastanawiam się czy bracki nie czytuje mego bloga????? Ciekawe to. No nic pozdro raz jeszcze