Jest po północy. Piszę z nudów, a raczej bo mi martini uderza do głowy. Nie wiem czy jutro pójdę nazajęcia, zobaczymy jeszcze...może znów wagary??? I tak mam parę konsultacji do odrobienia.
Znajomości wirtualne. Zagadnienie to mnie zainteresowało ostatnio. Mam trochę takich znajomości wirtualnych. Niektórzy nie zawieraja takich znajomości, nie wiem dokładnie czemu. Co się tyczy mnie, bo tu mi łatwiej napisać. Jako, że nie mam dużo znajomych (czyli takich z którymi mozna się spotkać), ba na palcach jednej reki ich da sie policzyć, zawarłem trochę znajomości wirtualnych. Czasami ktoś mnie zaczepi i gadam z nim tylko raz, czasami sa osoby z którymi po jakimś czasie sie kontakt urywa. Ale te znajomości, które najbardziej cenię, to te które ze mna klikaja od czasu do czasu i jest o czy klikać. Prawda, mozna się pozwierza, to pomaga. Ja lubię słuchać a tez lubię się wygadać. Specjalnie tajemnic nie mam, choć nie o wszystkim mówię/piszę. Z czasem z kontaktem wirtualnym, po jakimś raczej dłuższym czasie, mozna się wymienić mailami czy telefonami. Prawda, żadnego kontaktu wirtualnego nazwiska nie znam, choć swojego zbytnio nie kryję. Na poczatku po wygadaniu sie wirtualnej znajomości ja się trochę zmieniałem, a raczej odżywałem. Czemu takie znajomości warto zawierać. Oczywiście piszę to tylko z mojego punktu widzenia. Myślę, że czasami warto mieć takie znajomości, a juz fajnie jak się dobrze rozumiemy. Czasami mozna wymienić się doświadczeniami, poglądami na różne tematy itp. Ze znajomymi wirtualnymi nie ma tabu, gadamy o wszystkim, jakoś jest łatwiej pisać. Czasami łatwiej powiedzieć cos znajomemy niz komuś z rodziny. Co do moich znajomych to przyznam się że w katalogu gg mam 35 kontaktów. Ale niektórych prawie nie znam bo rzadko klika się czy nie wiem czy jeszcze będziemy się kontaktować. Ja nie lubię zrywać znajomości, choć czasami to robiłem. Ja co dwa miesiace muszę przegladać kontakty i wykasowywać osoby, bo po co mi trzymać kogos kto milczy. Mam co prawda jeszcze drugi nr gg gdzie mam głównie rodzinę swoją która jest spora. Choc czasami żałuję, że mamę nauczyłem jak gg obsługiwać bo czasami nie mam spokoju i ciagle pisze do mnie. No ukrywam się ale to dla niej bez znaczenia. Z czasem nadchodzi taki moment kiedy nie mozna z rodzicami długo wytrzymać. Ja mam jednego rodzica już, wiec jest łatwiej póki się widzimy 3-4 razy w roku. Ale przyznam że nie mógłbym z nia zamieszkać pod jednym dachem. Ale jestem okrutny piszac tak o własnej matronie, hehe.
Wracając do wirtualnych znajomości. Widziałem się z kilkoma osobami wirtualnymi. Przed niektórymi nie mam tajemnic. Takze w wirtualnych znajomościach nie ma granicy wiekowej. Jako osoba bardzo tolerancyjna, a w każdym badż razie za taka się uważam jestem bardzo wyrozumiały do osób. Ale straciłem cierpliwość do niektórych. Ostatnio nawet z bloga poznałem tylko wirtualnie dwie osoby. Są to miłe osoby i fajnie się z nimi klika. Tego się akurat nie spodziewałem, że z jakims blogowiczem jakis kontakt nawiąże, a jednak. Jest to miłe i tak niespodziewane.
Pytanie które mnie ciekawi: czemu założyłem bloga? Na jednym z portali ktoś mi na forum kiedys napisał, ze powinienem go założyć albo pamiętnik, gdzie mozna pisać co ślina naniesie. Więc za radą forumowicza założyłem bloga.
Jeszcze coś napiszę bo sam trochę się zdziwiłem. Ogólnie to jako "weteran" na studiach które już tyle lat trwają, że sam się dziwie temu (było kilka podknięc, prawda), organizacja uczelni, a przynajmniej mojego kierunku, którą wręcz często krytykowałem, zaczęła się poprawiać. Nawet strona w necie jest nabieżąco a nie z półrocznym opóźnieniem. Ale fatalny dziekan się trafił. Gdy zaczynałem w 2000 roku (chyba w tym bo pewnosci nie mam) studia był tam "burdel". Spoko, dalej jest, ale na plusie trochę. Kadra się zmienia naukowa. Może jakoś to na lepsze się zmieni. A więc, jeśli mi się uda skończyć te studia, a mimo, że optymistycznie staram się myśleć, niejestem tego pewnie, choć w tym roku pani prof. Barbary Sz. nie ma więc mam szanse, hehe, to będę szczęśliwy. Tylko gdzie ja będę pracował???? Szczerze to był z chęcia doktorat zrobił, ale mam kiepska średnia i zero publikacji a nie wiem czy do magisterium wytrwam.
A więc to była chwila refleksji. Współczuję tym którzy to czytają, bo raz długie to (za wytrwanie do końca wielkie brawa), a dwa, teraz sobie myślicie czy autor jest "kretynem", czy za dużo wypił. Czasami mnie na gdybanie nachodzi. Więc sory jak komuś to się nie spodoba.
P.S. Jest wiele rzeczy które tu mógłbym napisać, ale nie na wszystkie mam odwagę, może kiedyś, teraz nie wiem na ile mogę się tu otworzyć.....pewnie jeszcze kiedyś Was czym tu zaskoczę. A więc trzymajcie się blogowicze i inni (m.in. spoksik) którzy wytrzymujecie mnie. Pozdro dla Was