25 października 2011, 13:58
Jesien...ponuro, nieciekawie, jakoś ciężko się to znosi...masakra...
Imię: Marcin Znak zodiaku: strzelec Miasto: Gdynia Wiek: 30 GG: 6640806 e-mail: lucky-1980@go2.pl
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 01 | 02 |
03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
Jesien...ponuro, nieciekawie, jakoś ciężko się to znosi...masakra...
Może powoli wrócę do tego bloga...bo czasem nie mam gdzie się uzewnętrznić, ani nie mam komu mówić pewne rzeczy.
Otóż trenuje aikido od półtora roku...mam naprawde duże postępy...treningi maja na mnie dobry wplyw i dużo wiedzy z nich czerpię. Bardzo fajne grono ludzi tam chodzi w kazdym wieku. Kłopot w tym że 13 grudnia wrócilem osłabiony jeszcze po chorobie, w sumie powinienem zostać w domu ale przez ponad tydzien brak treningów źle psychicznie na mnie wpływa. Tego dnia na treningu pojawił się pewien chłopak...pierwszy raz go widziałem ale dowiedzialem sie kilka dni poźniej że miał przerwe w aikido. Pierwsza technika jaką robiliśmy tego dnia i to jeszcze ja z nim była Shomenuchi kokyunage z kontrolą głowy. Więc ja oceniłem tego młodzieńca jako początkującego i myślałem że będę go uczył tej techniki...szybko mnie z tej opinii wyprowadzil na prawidłowe tory że jest "lepszy" ode mnie. Robił szybko techniki a ja sił nie miałem. W głowie myślałem że zaraz zejde z tatami, że "uciekne" przed nim a z drugiej mówiłem że nie dam mu się pokazać jako słabeusz:D Wytrzymałem technike z tym chłopakiem ale byłem już do końca treningu ledwo żywy. Postanowiłem jego unikać....nie zawsze się udawało. Jednoczesnie bardzo go obserwowałem. Cos mnie ciągnęło do niego ale nie chciałem z nim trenować. Jak były techniki z padem na yoko ukemi (taki pad boczny...początkujący się go boją bo widok jest porażajacy...też sie tego bałem) on mnie rzucał na yoko a inni początkujący robili poprostu przewrót powoli do przodu. Myśl moja...."odjebało mu, jakiś popierdolony typ" - balem się panicznie tego rzutu ale dzięki niemu udalo mi sie to przezwyciężyć. Przez ten czas do teraz coraz bardziej go lubiłem...nawet zauroczyłem się aż wrescie chyba zabujałem. Masakra. Mało o nim wiem a mimo to strasznie lubie byc kazdą sekunde z nim na treningach. Jest troche młodszy ode mnie, nie wiem czy jest bi, gay, czy hetero...ciężko w jego przypadku jednoznacznie stwierdzić. Kłopot w tym że mnie sieklo mocno...czasem pisze mu mail...czasem cos odpisze...
Podczas treningów szukam go wzrokiem...co dziwne on też mnie obserwuje, i te uśmiechy wspólne:P Niedawno napisałem mu w mailu że byl motorem do podjęcia decyzji aby zapisac sie na kurs prawa jazdy. Zazdrościłem mu że jeździ autem...ale też byłem zauroczony/zakochany w nim więc musialem spróbować. Podziękowałem mu za to że ma swój wkład w zdaniu mojego prawka:)
Ciekawe czy on kiedys choć będzie mnie traktował jak przyjaciela, wiem że mnie lubi....nie wiem jak można się w kimś tak zabujac nie znając dobrze kogoś i to jeszcze platonicznie. Staram się choć troche zmniejszyć do niego uczucie ale to nie jest proste. Nie umiem wytłumaczyc sobie czemu to się stało i dlaczego w nim...ale chłopak warty poznania i warty tego aby mieć z nim dobre relacje. Ciekawe jak on mnie odbiera i czy mnie wyczul...nigdy się nie dowiem...
Tak...12 lipca zdałem egzamin na prawo jazdy kat B za pierwszym podejściem, tak teorie jak i praktyczny. Prawko już odebralem z urzędu...heh dumny z siebie jestem i jednak zdolna bestja:D
W aikido mamy do września przerwe...więc nosi mnie i mi z tego powodu smutno bo lubie to bardzo, wręcz się w tym zakochalem i jestem dobry w tym:)
Planuje spelnic swoje marzenia...będzie ciezko z początku ale nie poddaje się i chce to co zaplanowałem zrobić:)
Dwa lata temu tu zagladałem...nie chciało mi się pisać, czasem czasu na to nie miałem, znudziło mnie to. Jeśli ktoś to jeszcze przeczyta...to duże zmieny nastąpiły. Staram się nie stresować tyle i odreagowywać...na tatami, czyli macie. Od ponad roku trenuje aikido, tam poznalem wspaniałych ludzi, ciekawe osobowosci w rożnym wieku. Pomogli mi...jestem chudszy niż byłem 2 lata temu, śmielszy, troche wyluzowany, czasem pyskaty, ciało lepiej wytrenowane, elastyczniejsze. Tak...aikido...wspaniala rzecz...mimo bólu, zmeczenia jest wspaniale. Tam nikt nie wie o tym że wole chłopaków:D i dobrze, nie ma sensu uświadamiać innych. Można też na innych papatrzeć:P Także pod wpływem pewnego chłopaka, a właściwie z zazdrości że ma prawko i jeździ, zapisałem się na kurs...powoli mam egzamin już...czy się denerwuje??? Może troche...ale nie bez przesady, co będzie to będzie. W sumie dużo fajnego się zmieniło i myśle że duzo w tym pozytywow. Mam też duzo planow na przyszłosć...może uda się zrealizować:) Tyle...może kiedys napisze...jak będę wiedział, że jest sens ku temu i ktoś jeszcze czasem chciałby czytać ów wypociny
Witam
Co mnie skusiło aby tu zawitać...ponownie...po takim czasie. Otóż mam nowe doświadczenie. W piątek rano (ok. 7 20) dopadła mnie grypa żołądkowa może z wirusem jakimś. Nigdy przedtem nie miałem grypy takiej. Tak samo jak w zimie doświadczyłem grype z zatkaniem zatok. Grypa bywała ale zatoki nie. Mój stan zdrowotny uległ "magicznej" poprawie...w sumie dużo mojej zaslugi i pomocnej dłoni. Także schudlem, mam jeszcze jakąś zmniejszoną oponkę ale schudłem...widać to bo ciuchy stare są za duże. Z XL wchodze teraz z L i M. Ciuchy lubie raczej ladne, eleganckie. Refluks wyleczyłem sam...swoim postanowieniem i zmianą trybu życia, zmniejszeniem kawy, powiększeniem ilości herbat. Teraz moge nawet miesiąc kawy nie pić:) Kiedyś koniecznie 2 kubków kawy potrzebowałem na jeden dzień, czasem więcej. Teraz 1-2 filiżanki kawy na miesiąc. Wątroba ulega poprawie i regeneracji (kiedyś nie regenerowała się). Czasem mam tylko kłopot z nadwrażliwością jelit...ale cóż...dziś prawie każdy ma jakieś schorzenia, dolegliwości. Grypka mnie zaskoczyła, bo w czwartek się super czulem. Wymiotowałem w piątek 5 razy (kurna przy refluksie ani razu nie wymiotowalem więc to pierwszy raz od 5-6 lat jak mi sie to zdarzyło). Ponoś wg. Anioła bylem zielony a wedlug bratowej blady jak ściana. Potwornie się czułem i jeść nie moglem ale piłem. Wieczorkiem sie poprawiło więc skusiłem się na posiłek jakiś. W sobote było już lepiej, czułem się osłabiony i obolały jakby mnie ktoś po brzuchu skopał. Dziś jest cudnie....nic nie boli ale uważać musze. Ale przyznam się do czegoś...zawsze w chorobie byłem sam....mama czasem pomogła na ile potrafiła...czasem bratowa ciut. Tym razem było super. Nie dość że Aniolek się przejął ale jego metoda jest drastyczna w postępowaniu bo nie polega aby slodzić choremu tylko nim wstrząsnąć hehe, dobre to jest. Także jego mama była przejęta moim stanem, bratowa czasem troche pomogła, mama też starala się ale jej metody nie dla mnie są. Także koleżanka jak się dowiedziała chciała przyjechać i przytulić mnie:P Troche mnie na gg wsparla a że lekarz to rady miłe. Także kolega/przyjaciel mnie podniósł na duchu. W sumie pierwszy raz doświadczyłem zainteresowanie swoją osobą w stanie choroby tego typu. Było mi miło, naprawde. Ale jeden dzień przeleżalem w łóżku a tego nie znosze. Przez ostatnie miesiące znalazłem nowego znajomego, któremu nie boje się zaufać już i nie mam tajemnic. Narazie najbardziej zna mnie jedna osoba...nie, nie mama...Anioł, mój Anioł Stróż. Tak to moja rodzina mało o mnie wie, prawie nic, nieznają mnie a ja im nie mam zamiaru tego ułatwiać. Mam inną rodzine już. Mam dwie osoby którym ufam...i jestem w stanie dla nich wiele zrobić jak poproszą czy sam zaoferować sie do pomocy. To wsparcie przyjacielskie, nie coś za coś. Mam znajomych z klasą, troche z wyższej półki, sam podobnie myśle, mam swoje zdanie, mam mocną pozycje. W domu, opłacam sam rachunki za wode, gas, energie - za caly dom. Brat nie sprawdzil się. W sumie narobil długów, gdzieś podział 2800zł na rachunki. Od stycznia ja normuje te rzeczy i jakoś długów nie mam bo umiem z pięniedzmi się obchodzić i nimi zarządzać. Czyli u mnie wszystko na plus i bardzo pozytywnie myśle i nikt mi kitu wcisnąć nie może. Pozdrawiam
Witam
Gdzies tam egzystuje, dalej z Aniolkiem, dalej zmieniajacy sie ku lepszemu. Nie pisze, bo czasu brak, weny....i wiem, ze swojego czasu bracki czytywał tego bloga bo wyszly pewne rzeczy o ktorych tu pisalem i wiedział o nich Anioł. Ale jestem teraz szcześliwy....i zakochany po uszy. Rodzina - heh, bywaja spory, awanturki, czasem jest oki, czasem nie, tak to juz jest w zyciu. Mam duże wsparcie od osób obcych, ktore poznałem na swej drodze zycia.
Czy będę pisał bloga.....myśle, że tak, ale potrzebuje jeszcze czasu aby unormować pewne sprawy swoje. Mimo, że nie potrzebuje juz jak wylewania wszystkiego tu co mnie gryzie, bo mam komu mówić i sie zwierzać, czasem postaram sie tu zagościć, moze z czasem cześciej. Pozdro
No więc wracając do poprzedniej notki, to po wyjeździe mojej mamy bratowa przestała się dąsać i zaczęła się odzywać do nas. W marcu, pod koniec, kupiłem w IKEA komode 3-szufladową. Leżała w pokoju w kartoniku. Zapowiedziałem wcześniej, że zamierzam kupić komode i aby bratowa z bratem pomyśleli, gdzie umieszczą ich króliki, które były u mnie w pokoju. Klatka królików ciutek większa od komody jest hehe. Gdy się tu wprowadzałem klatka królików miała być w pokoju dużym, tzw. dziennym, ale za moimi plecami została u mnie umieszczona. No wiec teraz po 6 latach mieszkania z królikami kupiłem komode aby móc się pomieścić ze swoimi rzeczami w pokoju. W ten czwartek Anioł składał komode podczas gdy ja gotowałem obiad dla nas i psów. Klatke z królikami wyniosłem do pokoju brata i bratowej (mieli 2 tygodnia aby zastanowić się gdzie ją umieścić, ale myśleli a głównie bratowa, że komody nie złoże przez kilka jeszcze miesięcy). Tylko po co bym miał coś kupować aby tego nie używać???? Głupota. No wiec jak wczoraj wróciła do domu, zobaczyła u mnie komode, a klatke u siebie (brat i bratowa mają 2 pokoje ja jeden) wpadła w furie. Zaczęła rzucać czymś w pokoju, szarpać, wkurwiać się. No ale umieściła króliki przy drzwiach...pasują tam jak ulał. No ale ponieważ wyrzuciłem króliki więc bratowa się do mnie nie odzywa. Walnęła focha. Bo wolała jak króle były u mnie. Dziwie się jej. Drugi raz już zaczęła miec focha mimo, że wiedziała ze do tego dojdzie. Dałem jej 2 tygodnie aby zastanowiła się gdzie je ulokuje, dlatego nie złożyłem komody od razu jak kupiłem, no ale księżna obraża się jak coś się wbrew jej robi. Ale nie...sorry...ona uwaza ze to ja się na nią obraziłem. Nie gada ze mną. Za kilka dni jej pewnie przejdzie, ale ośmiesza się swoim zachowaniem. Bracki nic nie powiedział, był przygotowany na to ze będą mieli króliki w pokoju. Za to komoda fajnie wygląda i jerst pakowna. Podoba mi się. W niedziele idę do teatru z paczką znajomych i aniołem na "Siostrunie" w Teatrze Muzycznym. Brackiego bratowa nam bilety załatwiła. Więc "odchamie" się hehe. Wiosna jak widać troche nam pogody róznicuje. Bywa zimno lub cieplej, deszcze lub sucho. Troche lekko się ubierałem na początku po upałach i mnie gardełko bolało ciutek. Teraz się zabezpieczam. Wyniki u hepatologa dobre, byłem we wtorek na wizycie. Cukier troche ponad norme. Mam nietolerancje laktozy i fruktozy (czyli mlecznych rzeczy i owoców). Ostatnio bardzo mało kawy pije, do 2-3 kubków (filiżanek) na tydzień. Jak ja kiedyś mogłem po 2-3 kawy dziennie pić???? Jestem w szoku. Herbaty więcej pije. Teraz woda mineralna doszła bo cieplej się robi (czasami). Alkoholu nie pije (okazjonalnie kielizek, dwa winka), nie pale i nie paliłem nigdy, kawy mało....refluks się prawie nie pojawia. Mam zdrowszy tryb życia. Inne patrzenie na świat i problemy. Moje życie w ciągu 2 lat przewróciło się o 180 stopni. Miałem szczęście......i kożystam ze szczęścia i używam życia. Ide poczytać mimo, ze piatek. Pozdrawiam