Archiwum listopad 2006


Chory
Autor: canis
11 listopada 2006, 19:06

Grypa mnie dopadła. W środe się zaczęło bólem gardła i katarem. W czwartek był stan najgorszy bo czułem się wręcz połamany. W piatek po zajęciach wróciłem do domku i myślałem, że się położe a tu dupa. Sorry za słówko. Drzewo przywieźli nam do palenia więc musiałem iść i uprzatnąś spod bramy to drzewo i na teren posesji przenieść. Dobrze, że Anioł Stróż mi pomógł. Był to duży wysiłek dla mnie. Od tego noszenia czuję się dziwnie i nie wiem czy to normalne objawy. Czuję się słaby, mięśnie mnie czasami bolą, gardło już mniej zdecydowanie, katar też się zmniejszył, ale mam zawroty głowy i problemy z koncentracją a w dodatku zaburzenia ruchu. Szybko si męczę. Ale muszę na poniedziałkowe zajęcia iść i pójdę. Choć zawroty głowy i ruchu mnie denerwują. No nic idę dalej się kurować. Pozdro

I jesień już jest
Autor: canis
08 listopada 2006, 11:41

Znowu pisze, choć zauważyłem że mniej więcej notke na miesiąc. Niestety mam sporo pracy i nauki. Przedmioty są zróżnicowane, choć głównie wypada mi XIX i XX wiek. Biorąc tak w retrospekcji ostatni rok, 2006, to widze ile szczęścia mnie spotkało. W dużej mierze to moja zasługa, bo dużo walczyłem ze sobą i dokonałem wielu zmian w sobie. Ponieważ w zeszłym semestreze pozaliczałem sporo przedmiotów więc głównie dzięki temu dostałem "drugą szansę". W sumie o urlopie dziekańskim dowiedziałem się na 2 tygodnie przed jego zakończeniem ale zaczynając zajęcia z "tabula rasa", czyli czystą kartą mi dodaje większej otuchy. W sumie jako dinozaur na uczelni choć wiem, że jest jeszcze kilka osób z którymi zaczynałem studia, choć oni też bywają na 4-5 roku teraz. W październiku zajęcia się zaczęły pozytywnie. Na Historii Polski XIX wieku zawsze są ożyźwione dyskusje, zresztą prowadzący daje dużo luzu i dzięki temu różne poglądy na różne zagadnienia padają. Najbardziej makabryczne i wkurzające sa zajęcia z psychologii. Raz, że 4 godziny musze czekać na nie, dwa są mało interesujące a pani raczej przychodzi poczytać gazetę niż poprowadzić zajęcia, no czasami pobudza do dyskusji. A tak to studenci czytają referaty. Historia historiografii przedmiot który zawiera ogrom nazwisk. Nie wiem czy na egzamin się wszystkich naucze, przy samym XVII wieku było ich ok. 25. Niestety pani doktór jest bardzo wymagająca i ostra na egzaminie, czyli na jedno pytanie nie znasz odpowiedzi to do widzenia. Historia powszechna 1918-1945 jest fajnym spędzeniem czasu. Jest dużo faktów podanych, różnach planów, propozycji rozwiązania różnych kwestii i prowadzący raczej tłumaczy tego czego niektórzy studenci nie rozumieją do końca. Co do historii powszechnaj XIX wieku to jest fajnie. Fajniej niż u pani profesor, u której byłem kiedyś i znam jej wymagania. Choć temat rewolucji francuskiej i Napoleona mnie najbardziej męczy. Jest to obszerny temat i jak to sama pani profesor twierdzi zawsze na rewolucji francuskiej i koalicjach antynapoleońskich studenci się wykolejają na egzaminie. Jak kolega mówiż na egzamin daje serie pytań, ok. 20-25 na które trzeba odpowiedzieć. Historię Rosji zalicze przed świętami na konsultacjach. Raczej podejście wykładowcy i chyba moje osfojenie się z byciem na konsultkach wprowadza spokojną atmosferę. Historia Polski XX wieku jest jak wiadomo ważna i trzeba dokładnie czytać. W sumie słyszałem o męczarniach na zajęciach a jest raczej spokojnie. O metodologii historii słów kilka - heh, przedmiot ciężki czasami do zrozumienia i chyba gdyby nie dobra postawa prowadzącego, który tłumaczy wiele, to było by ciężko. Ciekawy jestem jaka tematyka obejmie zaczynające się juz w tym tygodniu zajęcia z historii kultury materialnej. Choć zapewne nudne nie będą. Musze jeszcze nad seminarką popracować. Otwarto nowy gmach biblioteki UG - byłem tam. Co prawda troche mnie denerwuje fakt, że teczek nie można zabierać ze sobą. Niestety wraz z otworzeniem biblioteki nasza p. Ania z biblioteki instytutowej znika. Jakoś narazie ciężko sobie wyobrazić brak pani Ani.

W domku spoko jest. Brat odkąd pracuje się mniej czepia mnie. Ja raczej śmiało mogę powiedzieć, że mam drugą rodzinę i której mogę powiedzieć więcej niż swojej. A raczej ta druga rodzina mnie bardziej rozumie niż moja. Bracki wczoraj zauważył, że mam nowe buty (w których już dwa miesiące chodze) i kurtke (którą noszę od zeszłego tygodnia). Jest bardzo spostrzegawczy. Pieski raczej są rozpieszczane a raczej domagają się aby im więcej uwagi poświęcać. Babcia dziś zasmucona bo jej pies wymiotuje krwią....cóż stary jest a to co ona daje mu to dziwiłbym się gdyby się w normie czuł. Babcia potrafi swojemu pupilkowi odsmażyć skwaśniały makaron z wątróbką, który stał cały zeszły dzień w kuchni na podłodze, i dać to psu. Blee. Niestety nie mamy kontroli nad tym co ona robi. Ciężko nam ingerować. Raz że jesteśmy albo z rana albo wieczorem w domu, dwa mówimy jej aby tego czy tamtego nie robiła a ona swoje. Jesienna pogoda troche męczy człowieka. Najgorszy jest wiatr i jak pada cały dzień. Ja odziwo dużo potymistycznie patrze i raczej już dość żadko czymś się martwie. Raczej staram się żyć dniem (carpe diem), nie martwić się na zapas, co będzie to będzie. Miałem rezonans głowy ostatnio i raczej wszystko jest w normie, choć wizyta lekarska w grudniu będzie. Ale narazie choroby Wilsona nie widać a to powód do uciechy. Może problemy zdrowotne się zatrzymają lub troche cofną przy obecnym nastawieniu i podejściu do życia. Nawet nad refluksem narazie zapanowałem....i wróciłem do picia kawy. Ale to na tle mojego pisania, bo wyjść musze a napisze może przed moimi urodzinami, w każdym bądź razie postaram się. Pozdro for all.