Archiwum grudzień 2005


Sylwester
Autor: canis
31 grudnia 2005, 18:32

Hej

Dzis Sylwester. Do mojego brata i bratowej wpadaja znajomi, małzeństweo. I ja się podłaczam, hehe. Wstałem dziś po 13, okropność. Zjadłem śniadanie i poszedłem odsnieżać, bo śniegiem sypnęło nieźle i dalej sypie. W tym roku to juz ostatni raz odśnieżałem, w tą zimię za to pierwszy raz mi się zdarzyło mieć ten zaszczyt. Domek z ogródkiem to miła rzecz, ale wzimie trzeba łopatą machać. Potem z brackim drewna naznosiłem z ogrodku do piwnicy, aby w piecu napalić. Jeszcze trzeba prysznic wziąść, umyśc się, ubrać. Czas za szybko leci. Mam nadzieję, że dzis się nie upiję. Choć duzo nie pije a raczej często to czasami zdarzy mi sie porządnie napić. Ostatnio na ślubie brackiego się upiłem, ale to mnie upili kuzyni bratowej i zona mojego kuzyna, nawet bardziej się polubiliśmy przez to, za to ja po 22 opuściłem zabawę aby się kimnąć. Byłem pijany. Na poprawinach byłem trzeźwy, bo malutko wypiłem, no 2 brudzie z mama bratowej. Więc tak, dzis się kończy 2005 rok. Praktycznie Polska istnieje tyle samo lat ile cywilizacja Sumerów, choć dokładności sie nie da wyliczyć. Za to prezydenta mamy naprawdę......brak mi słów. Nasze władze, rzad, prezydent schodza na psy. Nie widzę ciekawych czasów za Kaczki kadencji. A urzędy są juz tak bardzo skorumpowane, że dalej się chyba nie da. Dobra, przyznam sie, że odkad Kaczka została prezydentem w ogóle nie słucham co się dzieje w polityce bo mnie krew zalewa.  Moj promotor sam ma polewkę, na każdym seminarium jakąś aluzję czy cos śmiesznego powie o kurduplu w Pałacu Namiestnikowskim, czyli dziś Prezydenckim.

Idę, idę się szykować. Wam blogowiczę życze Wszystkiego Najlepszego w następnym roku, więcej spokoju, optymizmu, pieniędzy, mniej zmartwień i problemów.

P.S. Przepraszam Cie noelu, że chodzę późno spać, ale kurde...sam siedzisz do 3 w nocy pewnie. W niedziele się szybciej spac położę, bo wstawanie po 12 jest dobijajace, potem chodzę jak lunatyk. Pozdro wielkie Marcinie, życzenia takze te wyzej do Ciebie kieruję i dzieki za te komentarze. 

 

Zimno...
Autor: canis
30 grudnia 2005, 23:11

Dziś wstałem po 12. Po 14 pojechałem do centrum....trochę połaziłem. Ale zimno trochę było. Właściwie wróciłem do domu po 17. Gdy wszedłem do pokoju moja matka buszowała mi po szafce, ponoc czegos szukała. Musiałem zareagować. Szybko jej znalazłem to co chciała i zakazałem ponownie grzebać w moich szafkach. Za grosz prywatności. potem matka mi kawę zrobiła, kurde 2 czubate łyżki kawy (zwróciłem jej uwagę jak ja wsypywała, bo bym siekiere pił). Byłem w srodę w czytelni na uczelni i wyłączyłem dzwonek w komórce. Aż 15 nie odebranych połączen miałem, bo dziś dopiero na to zwróciłem uwagę. Nie wiem co dziś będę robił, pewnie czytał. Choć oczy mnie trochę bolą. Denerwujące jest też to, że nie wiem jak sylwester w tym roku wyglada. Jeżeli do brata wpadna goście to się podłacze, jak nie to pewnie oni gdzies wyjda a ja sam w domu będę. Pewnie tak na 100% będę koło 21 jutro wiedział. Dziś pewnie do 3 bede siedział. Boję się że we wtorek zaśpię na zajęcia. Noel mnie prosił abym wcześniej chodził spac, choć sam się tego nie trzyma ostatnio. W każdym razie będę musiał się w następnym tygodniu przestawić na wcześniejszy sen. Ostatnio dręczy mnie wiele spraw i problemów.

Ponieważ znów bloga mogę pisać bez żadnego debugowania, wiec jestem happy. Potrzebuję drugiej kawy, zdecydowanie. Ciekawe jak u Was z sylwestrem wyglada??? Życzę spokojnej nocki wszystkim.

 

 

Dalej szok
Autor: canis
30 grudnia 2005, 01:05

Znowu mogę pisać.....a to mi sie prezent trafił,m myslalem, że znowu system będę musiał kłaść. Z czymś się z Wami podzielę....choć to dosyć prywatne a raczej osobiste. W lipcu dowiedziałem się dwóch szokujacych rzeczy. Jeden z moich kuzynów w zaufaniu powiedział mi że jest gejem. Ba, nawet się od niego dowiedziałem że innt kuzyn, ze Szczecina też jest. Ten kuzyn, który mieszka w Gdyni, raczej mam trochę tu tej rodziny (od mamy rodzeństwa), jest chyba najblizszym mi kuzynem, bo sie nawet czesto widujemy. Jego ojciec jest moim ojcem chrzestnym. Ale fakt że sie przyznał nic nie zmieniło. Jak pisałem w notce poprzedniej, jestem tolerancyjny, i nie robi mi to żadnej różnicy. Do dziś nie rozumiem czemu niektórzy piętnuja homoseksualistów. W każdym razie kuzyn mi trochę opowiadal i doszedłem do wniosku, ze praktycznie każdy z nas zna jakiegos geja, bo sie tak kryją. Mi nie przeszkadzaja, choć kiedys to temat tabu był. Nie mam zamiaru zrywać z kuzynem znajomości, bo to nie madla mnie żadnej różnycy. W każdym razie od lipca trochę dziwnie sie czuję z tą wiadomościa. Nigdy bym się tego nie spodziewał. Szok trwał z jakies 2 tygodnie po tej wiadomości. Nie to że miałem coś przeciwko homoseksualistom, ale dlatego że to mój kuzyn i nic nie wskazywało na to, a raczej on nic nie zdradzał po sobie. Ale obdarzył mnie zaufaniem....prosił bym nikomu z rodziny nie mówił i dotrzymam tej obietnicy.

Chciałem to wyrzucić z siebie, bo czasami za duzo duszę w sobie, a to nie wpływa najlepiej na psychike. Pozdro wielkie...choc ciekawy jestem komentarzy

Wow, ale szok
Autor: canis
30 grudnia 2005, 00:47

Jestem zdziwiony. Czemu nie pisałem....z brackim zrobiłem format systemu i na nowo go wgrywałem jakieś 2 tygodnie temu chyba. I zobaczyłem, że notek nie moge edytować, czyli pisac, bo tam gdzie się je pisze ciagle, nieustannie mi wyskakiwały okienki z błędami w jakis tamwierszach, a nic tam nie modziłem. Nie znam się na kompach i tam przenigdy nic a nic nie russzałem. Więc nie mogłem pisać....u brackiego normalnie mi wszystko chodziło z jego kompa. Ale teraz tak sobie wszedłem aby zerknąć i spróbować czy mogę cos napisać i ....cud się zdarzył. Bo piszę.

Troche się zmartwiłem, bo nie było zadnych komentarzy z pytaniami gdzie u licha podziałem sie, że notek nie piszę. Wiem, ze jednej znajomej brakowało tych notek.

Świeta wypadły fatalnie. Wigilia o 22:30 to fatalny pomysł. Bratowa i jej mama, która zajmowała się Wigilia nie wyrobiła się z 12 potrawami i tak późno była Wigilia, bo według niej wszystkie potrawy trzeba samemu robić, żadnych kupnych. To dla mnie głupota, bo dziś mało kto ma czas aby wszystkie potrawy przygotować. Potem moja matrona nie chciała przyjechać na Wigilie, bo po 20 to za późno, ale bracki pojechał po nia do jej mieszkania i wyprosił aby sie zjawiła. Praktycznie nawaliła bratowa i jej matka. Więc skończyliśmy po 1 w nocy Wigilie. Na te prezenty to nie zasłużyłem co dostałem. Spodziewałem się rózgi hehe. (Pamiętam jak za małolata dostałem pod choinke rózgę z innymi prezentami - jeszcze moi rodzice nie byli rozwiedzeni. O ile pamiętam to ojca nia lałem, ale diabeł wcielony byłem hehe). W poniedziałem kuzyn z wujkiem do nas wpadli, było wesoło, trochę alkoholu. Z środy na czwartek śniegiem sypnęło nawet nieźle.

U mnie juz wszyscy śpią, tylko nie ja. Jestem wręcz obłożony książkami, chyba 5 naraz czytam. 3 stycznia mam odebrać w dziekanacie nową legitymację studencką, bo adres mi sie zmienił. Sylwester....spędzam w domu, może nawet sam będę...sam nie wiem. W zeszłym roku sam w domu spędzałem sylwestra przed kompem i zagadał do mnie niejaki Mateusz z którym do dziś klikam na gadu, nawet po prawie roku obdarzyłem go sporym zaufaniem. Jest młodszy ode mnie, ale to mi nie przeszkodziło "nakrzyczeć" mi. Ostatnio, czyli wczoraj mi takie rzeczy napisał, abym się nie wykręcał nauka i w końcu sobie dziewczyne znalazł. Kurde zawsze łatwo się mówi, trudniej zrobic. W tej kwestii mam dużo niepewności, obawy, lęk. Sam nie wiem czego chcę. W tym roku pierwszy raz od kilku lat nikt mi nie życzył abym dziewczynę znalazł, tylko abym skończył studia. Moze im nie zależy abym kogoś znalazł, moze mam czas, choc narazie dużego zainteresowania a raczej działania z mojej strony nie zauważyłem. Ostatnio zastanawiam się co dzis porabiają? jak wygladaja? koleżanki i koledzy z podstawówki i liceum. Nie mam z nimi kontaktu. Plotę głupoty juz.

Kilka słów o mnie. Mam na imie Marcin - kiedyś nie lubiłem tego imienia, dziś bym go nie zmienił. Mam 25 lat - ćwierćwieku!!!!ale ten czas leci, ale nie czuję się staro. Jestem studentem V roku (może ostatniego) historii Uniwersytetu Gdańskiego. Od urodzenia mieszkam w Gdyni. Kawaler. Charakter: spokojny, tolerancyjny, wyrozumiały, romantyk, marzyciel. Wady: czasami lenistwo, małomówność, brak szybkiego nawiazywania kontaktów. Dobra wystarczy. Nie lubię o sobie pisać, choc jak ktoś kieruje pytanie lub prośbe abym się opisał to staram sie to robić. Pozdrawiam i moze jutro cosik też napiszę jak będę mógł.

  

Ciężki dzień był
Autor: canis
16 grudnia 2005, 16:03

Dziś miałem fatalny początek dnia. Obudziłem się o 7:00. Leżałem spokojnie włóżeczku do 7:35, kiedy to wbiegł do mojego pokoju bracki oznajmujac mi że mój piesek zrobił grubszą sprawę na korytarzu. Więc wstałem, psy były juz na dworzu, poczekałem na psa i go zlałem. W tym momencie mój tępy bracki zaczął też psa lać, więc odepchnąłem go i powiedziałem że SAM się tym zajmę. Jestem łagodniejszy. Wiec bracki mnie uderzył i zaczęliśmy sie bić. Po minucie przerwaliśmy. Posprzatałem po psie. Wydarłem sie na brata że tym razem przeciagnął strunę, wiec właściwie się wydzieraliśmy na siebie. Ja oczywiście umyłem się i bez śniadania wyszedłem na kolejkę, bo na uczelnie jechałem. W drodze na uniwerek przemyślałem to i owo. Na uniwerku złożyłem do czytelni rewersy i chciałem na seminarium iść. Ale ponieważ ktoś przede mna zamówił książkę a ja jej bardzo dziś potrzebowałem na 15 min, więc jak się dowiedziałem, że ten kto ja zamowił nie odebrał jej jeszcze to wyprosiłem książkę na 15 min. Przejrzałem, zrobiłem ksero 3 artykułów i po 10 trafiłem na seminarium. Akurat jeden z seminarzystów mówił o paryskiej Kulturze Giedroyća (mogłem się w pisowni rąbnąć, sorki). Po seminarce znowu do czytelni poszedłem. Tam nad książką posiedziałem 10 minut i poszedłem na ksero bo tylko 15 stron potrzebowałem z tej książki. Nie wiem czy to normalne moze wyjatkiem jestem, ale za długo w czytelni nie potrafię siedzieć, bo mnie taka senność ogarnia. W domu inaczej się mi uczy. No wiec poszedłem jeszcze do p. Ani z biblioteki Instytutu Historii, wypożyczyłem książkę i do domu. Aaaaa wpadłem na wydział prawa kupić jakaś książkę, wprawdzie nie było tego co chciałem, ale kupiłem książkę Edwarda Radzińskiego "Aleksander II. Ostatni wielki car". Ciekawe kiedy znajdę czas na przeczytanie jej. Zawsze jak jestem zły poprawia mi nastrój zakupienie książki. Ramię mnie boli bo miałem dziś ciężka teczkę z ksiązkami. Jak z Gdańska w Gdyni wyladowałem to poszedłem zwierzakom kupić żarcie. Akurat jakieś zarysy sniegu zaczęły się pojawiać. Więc trafiłem do domu. Odpoczywać będę. Co do postanowień, które podjąłem względem brata: co miesiąc będę mu dawał od stycznia 250zł na opłaty wody, gazu, pradu, kablówki za mnie tylko. Już nie bedę mu netu sponsorował, tylko za swój będę płacił. Niewiem jak on zamierza dom utrzymać jak swoich żadnych dochodów nie ma, ale nie mam zamiaru placić za wszystkich rachunków. Skończyły się dobre czasy. Znając brata bedzie od matki kase na rachunki brał. Mnie to nie interesuje. Będzie się wściekał, cóz jego problem. Nie będe jego workiem treningowym i osoba na której moze się wyrzywać. Postanowiłem, ze albo on zmieni do mnie nastawienie albo ja stane się jego największym wrogiem. Ale znając brata on nigdy do błędów się nie przyzna i nie wytęzy swojej mózgownicy aby zrozumieć co dzis zrobił. Niech do pracy idzie, choć pewnie matkę będzie wykorzystywał. Mam dziś zepsuty dzień przez brata.

W weekend czeka mnie trochę nauki i pisanie pracy zaliczeniowej z historiografii historii. Dziś chcę mieć spokój, wieczorkiem moze na gg z kimś pogadam. Kawa....chyba się uzależniłem od niej, choć rano nie mogę jej pić bo się potem źle czuję. Ale ponieważ jestem śpiochem, doczego się przyznaję, rano nawet na herbatę nie mam czasu jak idę na zajęcia.

Więc do jutra blogowicze 

Jeszcze tydzień...
Autor: canis
15 grudnia 2005, 14:17

po wczorajszych przejściach i nerwówce dziś musiałem odespać. Do pewnych osób przywiazuję duza wagę. Cenię i bardzo szanuję moje kontakty gaduchowe. Może nie zawsze ja jestem znośny, ale czasami potrafię na gg długo klikać, no chyba że musze się pouczyć, to ograniczam. Muszę skasować tamten nr gadu-gadu. A o tej "gnidzie" nie chce słyszeć. Kurde, jestem tolerancyjny, jaknarazie nie przepadałem za babcia z ktora mieszkam i konkubiną ojca. A teraz doszedł ten "czub".

Dzis obudziłem się po 10. Oczywiście, jeszcze trochę pokimałem. Od "wariata" otrzymałem tyle smsów że zapchał mi pamieć. Jak odblokowałem, to następne przychodziły. No o 12 było spoko. Dziś deszcz pada. Zawsze jak jest taki dzień chodzi mi po głowie piosenka Czerwonych Gitar "Ciagle pada". Być moze moja mama przyjedzie w przyszłym tygodniu. Będę miał znowu gadane, ach ona potrafi wkurzac. Dzis tryskam energia. Raczej dzień spędze wdomku, poczytam trochę i notatki porobię. Wczoraj robiłem ksera i zapłaciłem 25zł. Ale na takie przedmioty jak Metodologia historii i Historia historiografii wypada mieć artykuły w domu. Zawsze mozna poczytać kiedy sie chce. Wiec materiały zbieram. Jeszcze notatki muszę doprowadzić do porzadku. Jutro czeka mnie seminarium magisterskie z promotorem. Przez weekend chcę pracę zaliczeniowa napisać. Raczej nie lubie prac pisać, sadze że zawsze wychodzi z tego szmatławiec. Ale chcialbym kiedys napisac ksiazke. Nawet ostatnio myslalem, gdyby mi sie kiedys udalo dostac na studia doktoranckie to mam ciekawy temat z genealogii, ktora sie zajmuje od wielu lat amatorsko.A wiec pozdrawiam Was blogowicze

Zmiany, czas na nie...
Autor: canis
14 grudnia 2005, 23:32

Dziś straciłem kolegę na GG. I się cieszę z tego. Mój dawny kolega, który zna sie dobrze na komputerach i nie mieszka w trojmiescie zrobił mi świństwo. Więc od siebie z domu wszedł na moje GG (hasło złamał) i dzis go przylapalem na tym. Wkurzyłem się. Powiedziałem mu, ze przecholował i nie mam juz checi z nim gadać. To ten zemstae zrobił. Zablokował mi gg, nawet wejsć nie mogłem, hasło mi zmienił itp. Po godzinie udało mi sie wejsć na gg i zrobiłem zmiany. Nie uzywam tamtego nr, bo wiem, ze on tamtenzna i może dalej próbować kontaktować sie z moimi kontaktami, wiec poinformowałem o zmianach wszystkich. Nie wiem co mi jeszcze ten "dupek" wywinie. Nawet maila mi zablokował na onecie bo moje hasło nie działa. Ale zły jestem. Postanowiłem zerwać z nim kontakt. On by chciał ze mna klikac ciagle a ja tyle czasu nie mam. Moze teraz bedę miał wiecej spokoju, i innym poswięce swój czas na GG. Czasami mozna się sprzyć na takich znajomych.

no wiec po takim dniu nie mam na nic checi. Ja sie już uspokoiłem. Choć w moim zyciu muszą nastapić pewne zmiany. Dobrze ze niektórzy sa bardzo wyrozumiali. Wiec ja sie jeszcze będe uspokajał i jutro coś napiszę, dzis miałem za duzo wrażeń i nerwów, jakbym miał oblac egzama na uczelni. Hehe. Pozdro wszystkim

uffff
Autor: canis
13 grudnia 2005, 22:10

Ale cicho się zrobiło. Bratowa aby ochłonąć poszła z psami na spacer. Szkoda mi jej. Ja który trochę przeżył awantur, staram się wręcz ich unikać jak to możliwe. Pomyślałem czemu napisałem wcześniejsza notkę....ale chciałem wyrzucić coś z siebie. Kiedyś wiele dusiłem w sobie, teraz jak najszybciej pewne rzeczy wyrzucam z siebie. To uspokaja. Kiedyś sam zamieszkał, wtedy myślę ze bedzie lepiej. Choćiaż mam jeszcze humor w miarę dobry. Nik mi go nie zepsuje dziś.

Kurcze, znowu bym kawy sie napił, hehe. Cieszę się, ze jestem spokojny i "zlewam" czasami to co się tu dzieje. Albo jednym uchem wpuszczę a drugim wypuszczę. Inaczej bym potrzebował psychologa jakiegoś. Póki co daje sobie radę i cieszę się ze w takich sytuacjach można na gg z kimś pogadać, odskoczyć od problemów. Jeszcze raz pozdro

Eeeee....czasami coś lub ktoś mnie wkurza...
Autor: canis
13 grudnia 2005, 21:33

Dziś posprzeczałem się z bratem. Chwilowo się nie odzywamy od 2 godzin już. Wiadomo, zawsze o rachunki się kłócimy. Gdyby on jeszcze się dokładał do nich. Poza tym wkurzył mnie bo...a szkoda mówić.

Teraz posprzeczał się z bratową. Zaczęło się od małych klapsów a na bijatyce się skończyło. Dom wariatów. Dobrze, że ja jestem opanowany. Dziś w domu panuje wręcz wroga atmosfera. Z doświadczenia wiem, ze lepiej siedziec cicho i przeczekac do rana. Czasami mam dość tego. Mój bracki jest okropny....zawsze on musi mieć rację, czyli pozjadał wszystkie rozumy. Ale do pracy nie pójdzie bo mu tak wygodniej. Jutro naszczęście nie będę go widział pół dnia...

Dobrze że na gg choć można poklikać jak w domu jest taki nastrój. Pozdro wszystkim

Chwila refleksji
Autor: canis
13 grudnia 2005, 00:55

Jest po północy. Piszę z nudów, a raczej bo mi martini uderza do głowy. Nie wiem czy jutro pójdę nazajęcia, zobaczymy jeszcze...może znów wagary??? I tak mam parę konsultacji do odrobienia.

Znajomości wirtualne. Zagadnienie to mnie zainteresowało ostatnio. Mam trochę takich znajomości wirtualnych. Niektórzy nie zawieraja takich znajomości, nie wiem dokładnie czemu. Co się tyczy mnie, bo tu mi łatwiej napisać. Jako, że nie mam dużo znajomych (czyli takich z którymi mozna się spotkać), ba na palcach jednej reki ich da sie policzyć, zawarłem trochę znajomości wirtualnych. Czasami ktoś mnie zaczepi i gadam z nim tylko raz, czasami sa osoby z którymi po jakimś czasie sie kontakt urywa. Ale te znajomości, które najbardziej cenię, to te które ze mna klikaja od czasu do czasu i jest o czy klikać. Prawda, mozna się pozwierza, to pomaga. Ja lubię słuchać a tez lubię się wygadać. Specjalnie tajemnic nie mam, choć nie o wszystkim mówię/piszę. Z czasem z kontaktem wirtualnym, po jakimś raczej dłuższym czasie, mozna się wymienić mailami czy telefonami. Prawda, żadnego kontaktu wirtualnego nazwiska nie znam, choć swojego zbytnio nie kryję. Na poczatku po wygadaniu sie wirtualnej znajomości ja się trochę zmieniałem, a raczej odżywałem. Czemu takie znajomości warto zawierać. Oczywiście piszę to tylko z mojego punktu widzenia. Myślę, że czasami warto mieć takie znajomości, a juz fajnie jak się dobrze rozumiemy. Czasami mozna wymienić się doświadczeniami, poglądami na różne tematy itp. Ze znajomymi wirtualnymi nie ma tabu, gadamy o wszystkim, jakoś jest łatwiej pisać. Czasami łatwiej powiedzieć cos znajomemy niz komuś z rodziny. Co do moich znajomych to przyznam się że w katalogu gg mam  35 kontaktów. Ale niektórych prawie nie znam bo rzadko klika się czy nie wiem czy jeszcze będziemy się kontaktować. Ja nie lubię zrywać znajomości, choć czasami to robiłem. Ja co dwa miesiace muszę przegladać kontakty i wykasowywać osoby, bo po co mi trzymać kogos kto milczy. Mam co prawda jeszcze drugi nr gg gdzie mam głównie rodzinę swoją która jest spora. Choc czasami żałuję, że mamę nauczyłem jak gg obsługiwać bo czasami nie mam spokoju i ciagle pisze do mnie. No ukrywam się ale to dla niej bez znaczenia. Z czasem nadchodzi taki moment kiedy nie mozna z rodzicami długo wytrzymać. Ja mam jednego rodzica już, wiec jest łatwiej póki się widzimy 3-4 razy w roku. Ale przyznam że nie mógłbym z nia zamieszkać pod jednym dachem. Ale jestem okrutny piszac tak o własnej matronie, hehe.

Wracając do wirtualnych znajomości. Widziałem się z kilkoma osobami wirtualnymi. Przed niektórymi nie mam tajemnic. Takze w wirtualnych znajomościach nie ma granicy wiekowej. Jako osoba bardzo tolerancyjna, a w każdym badż razie za taka się uważam jestem bardzo wyrozumiały do osób. Ale straciłem cierpliwość do niektórych. Ostatnio nawet z bloga poznałem tylko wirtualnie dwie osoby. Są to miłe osoby i fajnie się z nimi klika. Tego się akurat nie spodziewałem, że z jakims blogowiczem jakis kontakt nawiąże, a jednak. Jest to miłe i tak niespodziewane.

Pytanie które mnie ciekawi: czemu założyłem bloga? Na jednym z portali ktoś mi na forum kiedys napisał, ze powinienem go założyć albo pamiętnik, gdzie mozna pisać co ślina naniesie. Więc za radą forumowicza założyłem bloga.

Jeszcze coś napiszę bo sam trochę się zdziwiłem. Ogólnie to jako "weteran" na studiach które już tyle lat trwają, że sam się dziwie temu (było kilka podknięc, prawda), organizacja uczelni, a przynajmniej mojego kierunku, którą wręcz często krytykowałem, zaczęła się poprawiać. Nawet strona w necie jest nabieżąco a nie z półrocznym opóźnieniem. Ale fatalny dziekan się trafił. Gdy zaczynałem w 2000 roku (chyba w tym bo pewnosci nie mam) studia był tam "burdel". Spoko, dalej jest, ale na plusie trochę. Kadra się zmienia naukowa. Może jakoś to na lepsze się zmieni. A więc, jeśli mi się uda skończyć te studia, a mimo, że optymistycznie staram się myśleć, niejestem tego pewnie, choć w tym roku pani prof. Barbary Sz. nie ma więc mam szanse, hehe, to będę szczęśliwy. Tylko gdzie ja będę pracował???? Szczerze to był z chęcia doktorat zrobił, ale mam kiepska średnia i zero publikacji a nie wiem czy do magisterium wytrwam.

A więc to była chwila refleksji. Współczuję tym którzy to czytają, bo raz długie to (za wytrwanie do końca wielkie brawa), a dwa, teraz sobie myślicie czy autor jest "kretynem", czy za dużo wypił. Czasami mnie na gdybanie nachodzi. Więc sory jak komuś to się nie spodoba.

P.S. Jest wiele rzeczy które tu mógłbym napisać, ale nie na wszystkie mam odwagę, może kiedyś, teraz nie wiem na ile mogę się tu otworzyć.....pewnie jeszcze kiedyś Was czym tu zaskoczę. A więc trzymajcie się blogowicze i inni (m.in. spoksik) którzy wytrzymujecie mnie. Pozdro dla Was